Jak pisać teksty pod SEO? Nie zliczę, jak często dostaję to pytanie. Sama jeszcze kilka lat temu szukałam takich informacji, bo miałam o tym tylko mgliste pojęcie. Kojarzyłam, na czym to wszystko mniej więcej polega, słyszałam, że istnieje coś takiego jak frazy kluczowe, ale to było wszystko.
Pewnego dnia postanowiłam jednak dodać tekst na mojego – wtedy jeszcze nowego – bloga Memento Życie. Była to relacja i wrażenia z 14 dni postu dr Dąbrowskiej. Pisząc ten tekst, nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą popularność on osiągnie, tym bardziej, że raczej nigdzie go nie promowałam.
Dzisiaj, czyli 2 lata od publikacji, artykuł o poście dr Dąbrowskiej ma ponad 27 tysięcy odsłon. Sami oceńcie, czy to mało, czy dużo. Moim zdaniem, jak na całkiem nieznany blog, to dość przyjemny wynik.
Ale jak do tego w ogóle doszło?
Jak pisać teksty pod SEO? Po pierwsze – frazy kluczowe
Każdy, kto chociaż trochę interesuje się optymalizowaniem tekstów blogowych, usłyszał nieraz, że frazy kluczowe to podstawa. Dwa lata temu ja także coś już o tym wiedziałam. Czy przejmowałam się tym i próbowałam pisać zgodnie z tą praktyką? Ani trochę.
Jednak w tekście liczącym 2241 słów, tekście – jakby nie patrzeć – o poście dr Dąbrowskiej, siłą rzeczy ciężko jest nie używać frazy „post dr Dąbrowskiej”. Użyłam jej zatem całkiem sporo razy, ale zrobiłam to zupełnie naturalnie, nie wpychając jej nigdzie na siłę

Gdy teraz zapytasz, jak napisać dobry tekst SEO, dostaniesz odpowiedź, by nie przesadzać z frazami kluczowymi. Co to znaczy? Chodzi po prostu o to, by tekst był przyjemny dla czytelnika i napisany naturalnie. Ma nieść ze sobą pewną wartość i sprawiać, że nikt nie będzie opuszczał strony z powodu napchanych tam słów kluczowych.
Chwytliwy tytuł z… frazą kluczową
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że w przypadku artykułów blogowych główną rolę odgrywa tytuł. Jeżeli w jakiś sposób zachęca on czytelnika do spojrzenia w tekst, a w dodatku zawiera frazę kluczową, no to jesteśmy w domu. Pamiętaj, że nawet jeżeli twój artykuł będzie świetny jakościowo, to niewiele osób się o tym przekona, jeśli dasz mało zachęcający tytuł.
„Post dr Dąbrowskiej – moje wrażenia po 14 dniach” – tak brzmi tytuł omawianego przeze mnie artykułu. Czy jest on chwytliwy? Teraz powiedziałabym, że można to zrobić lepiej, zastosować kilka trików… Ale jak na „tamte czasy” i mój poziom wiedzy, myślę, że wyszło mi to całkiem nieźle.
Co jest dobrego w tym tytule?
- No oczywiście, że obecność frazy kluczowej! I to jeszcze na samym początku, w pięknej, nieodmienionej formie.
- Dalej dodałam „moje wrażenia”. Co to daje? Czytelnik od razu wie, że ma do czynienia z realną osobą, która naprawdę ten post przetestowała i właśnie dzieli się swoimi przeżyciami. Myślę, że osoby zastanawiające się nad tą dietą, szukają właśnie „świadectw” innych, którzy sami już przez ten proces przeszli.
- Myślę, że pewne znaczenie ma też użyta w tytule liczba. „Moje wrażenia po 14 dniach”. Ludzie lubią liczby, lubią konkrety. Poza tym to pokazuje, że już po dwóch tygodniach postu coś się dzieje, można coś o nim powiedzieć, co jeszcze bardziej zachęca do kliknięcia w link.
Nagłówki pomogą Ci z SEO
Muszę być z Wami szczera – ten tekst w ciągu swojej dwuletniej kariery załapał się na jedną „małą” poprawkę. To z pozoru była naprawdę mikrozmiana, która zajęła mi pewnie nie więcej niż minutę, ale obawiam się, że mogła mieć spory wpływ na liczbę wyświetleń.
Pozwólcie, że o tym za chwilę. Teraz skupmy się na tym, że w omawianym artykule występują nagłówki. Jest ich całkiem sporo i część z nich zawiera, a jakże, frazę kluczową. Teraz już wiem, jak to wpływa na widoczność tekstu w wyszukiwarce, ale wtedy chciałam po prostu, żeby się wygodnie czytało. To było więc naturalne, że musiałam tak długi tekst jakoś sensownie podzielić.
Nie zwracałam jednak zbyt wielkiej uwagi na to, jakimi nagłówkami się posługuję. H1, H2, H3 – co za różnica! Ważne, żeby to dobrze wyglądało.

W pierwotnej wersji tekstu miałam zatem kilka nagłówków H1. Niby zdania na ten temat wciąż są podzielone, a jednak większość osób zajmujących się tym tematem poleca, by H1 użyć w danym tekście tylko raz.
I to jest właśnie zmiana, którą wprowadziłam około rok po opublikowaniu tekstu: zostawiłam tylko jeden nagłówek H1, a pozostałe zmieniłam na H2. Niestety nie mogę sprawdzić, jak dokładnie ma się to do liczby wyświetleń, bo gdy zakładałam bloga Google Analytics było dla mnie niczym czarna magia, więc konkretne statystyki mam stosunkowo od niedawna.
Listy, pogrubienia i zdjęcia
Czy dwa lata temu rozumiałam, jak działają wypunktowania, pogrubienia i dlaczego właściwie w tekstach pisanych pod SEO dodaje się zdjęcia? Nie do końca. Robiłam to wszystko na wyczucie, kierując się tym, by stworzyć jak najprzyjemniejszy do czytania artykuł.
No bo pomyśl… Co z tych dwóch rzeczy czyta Ci się przyjemniej
- ścianę tekstu,
- wypunktowane i podkreślone najważniejsze zagadnienia?
Dlatego też w moim artykule znalazła się jedna lista, która była dla mnie naturalnym odruchem, a także sporo różnych pogrubień, bo po prostu chciałam zwrócić uwagę czytelnika na szczególnie istotne kwestie.
Śladem innych blogerów, których obserwowałam, zamieściłam w swoim tekście też różne zdjęcia. Nie skomentuję teraz ich jakości, ale przerwanie tekstu obrazkami dobrze działa na czytelnika: to sprawia, że jest w stanie dłużej utrzymać koncentrację, a tym samym dłużej pozostać na stronie.
Ciekawa jestem, jakie wnioski wyciągniesz po lekturze tego tekstu. Ja sama widzę, że dwa lata temu, pisząc najczęściej czytany na moim blogu artykuł, kierowałam się w dużym stopniu intuicją i tym, co widziałam na innych blogach.
Nie bez znaczenia był też podjęty przeze mnie temat, bo post dr Dąbrowskiej wciąż cieszy się dużą popularnością. W „sezonie”, czyli w letnich miesiącach, odwiedza go codziennie kilkaset osób. Teraz te liczby są nieco mniejsze, ale wpis wciąż generuje od kilkudziesięciu do kilkuset odsłon każdego dnia.
Mam pomysł na książkę s-f ale jestem słaby gramatycznie:(